Tłumaczenie od kuchni, czyli…? Co ma wspólnego tłumaczenie z remontem?

gru 16 2019

Tłumaczenie od kuchni, czyli…? Co ma wspólnego tłumaczenie z remontem?

Poniedziałek to najpiękniejszy dzień tygodnia. A może dla większości to jeden z najtrudniejszych dni w tygodniu. Dzisiaj tekst z przymrużeniem oka. Usiądź wygodnie w fotelu i uruchom wyobraźnię.

Tłumaczenie można porównać do remontu. Tutaj u niektórych pojawi się uśmiech, zdziwienie. Co ma wspólnego tłumaczenie z remontem? Usłyszałam takie powiedzenie: „Albo remont wykończy Ciebie albo Ty jego” Podobnie jest z tłumaczeniem tekstu. Osoby, które nie mają styczności z pracą tłumacza uważają, że to praca łatwa.  A jak wygląda naprawdę?

Posłużyłam się porównaniem do remontu. Jeżeli chcemy dokonać remontu mieszkania musimy mieć plan, materiały i oczywiście świetną ekipę budowlaną. Wiadomo plan możemy uzyskać obserwując wnętrzarskie strony internetowe, Pinterestra lub skorzystać z pomocy profesjonalnego projektanta. Materiały zdobędziemy. Pozostaje najtrudniejsze- świetna ekipa budowlana. Tutaj możemy przeżyć gehennę, dostać migreny, rozstroju żołądka, straty środków własnych (dodaj własne przeżycia) albo trafić na cudownych ludzi (o których nie jest łatwo!) i sprawnie przejść przez wszelkie utrudnienia związane z remontem. Być może dlatego powstało powiedzenie, że albo nas wykończy remont albo my jego. Podobnie jest z tłumaczeniem. Dostajemy tekst, czyli plan. Materiały pozyskujemy sami, czyli słowniki specjalistyczne itd. Ekipa budowlana to my tłumacze. I dochodzimy do sedna. Spróbuję opisać z własnej autopsji tłumaczenie tekstu (nasz remont). Wyobraźmy sobie, że nasze zlecenie to puste mieszkanie przygotowane do remontu. Mieszkania możemy mieć różne, w stanie deweloperskim, delikatne przeróbki czy całkowite wyburzenie ścian i postawienie na nowo. Dokładnie tak samo wygląda praca tłumacza. Otrzymujemy zlecenie, otwierając plik nie wiemy czy spotka nas nowy tekst, który jest doskonały do pracy lub korekta albo całkowite poprawienie wcześniej dokonanego tłumaczenia. Materiały pozyskujemy i zaczynamy! Ekipa budowlana powoli realizuje założony plan. Tłumacz również zaczyna tekst. Elektryk główkuje, zmienia, wymierza. Praca wrze. Glazurnik kładzie płytki, ups…! Czyżby coś poszło nie tak? Nierówna podłoga? Gładzenie ścian, „poświęć bliżej!” – Krzyczy jeden z pracowników. Wchodzimy do naszego prawie odnowionego gniazdka? Myślimy jeszcze tylko meble, drzwi i koniec remontu. Jakbyśmy widzieli upadłych aniołów, zapewne dostrzeglibyśmy za naszymi plecami jak zacierają ręce i uśmiechają się mówiąc: „jeszcze daleka droga do finału!”. Łazienki wykończone, ściany pokryte wymarzonym odcieniem, jeszcze tylko podłoga. Wykonujemy połączenie do sklepu z podłogami i słyszymy w słuchawce telefonu „Kolejny tydzień opóźnienia w dostawie” – to jakiś żart? Nie, to tylko rzeczywistość. Po upływie dwóch tygodni nareszcie mamy nasze panele. Jeszcze tylko meble. Stolarz dostarcza kuchnie. Ups.. nie ten odcień listwy? Źle wymierzona płyta i tak bez końca… Jeszcze jesteśmy cierpliwi, przecież nasze wymarzone mieszkanie i to już prawie koniec. Jeszcze tylko drzwi! Szczęśliwi oczekujemy na montaż. Nadchodzi ten dzień. Montażysta drzwi montuje futrynę, przyglądamy się i dumni jesteśmy z samych siebie jak dobrze wybraliśmy…Nagle! „Mhm, dzisiaj nie zamontujemy”. Dlaczego? -pytamy ze zdziwieniem? Bo zostały źle wymierzone, nie ma możliwości podcięcia. Cóż czas oczekiwania 8 tygodni. Po wyjściu montera siadamy i zastanawiamy się to jakiś żart czy chichot losu? Tak wygląda remont w małym skrócie. A jak wygląda tłumaczenie? Wspomniałam mieszkanie to nasz tekst? Zapoznajemy się z plikiem. Teksty są najróżniejsze, przyjemne, trudne, specjalistyczne, zwykłe do korekty. Ogrom pracy może przerastać. Czas goni, pracy dużo. Nagle! Trzeba dokonać konwersji tekstu. Złośliwość rzeczy martwych, program „zawiesił się”. Zaczynamy pracę. Jedna strona, druga, piętnasta…Wpatrujemy się w monitor komputera, nadgarstki zaczynają boleć i odczuwamy subtelne ćmienie w kręgosłupie. Czy to ja mam problemy ze wzrokiem czy zbyt dużo czasu spędziłam/em przed komputerem? Już 19? Praca wrze. Ups… co to za słowo? Nie znam, w słowniku nie ma, na forach również nie, posiłkuję się pomocą koleżanek i kolegów. Nikt nie słyszał i co teraz? Mijają dwie godziny. Eureka! Tłumaczymy dalej. Zostało nam 5 dni do wyznaczonego terminu i oddania tekstu. W przeliczeniu na godziny, sumując objętość stron dochodzimy do wniosku, że musimy wykonać 11 dziennie. Ilość wypitej kawy i zielonej herbaty można porównać do płynącego strumyka. Czas goni nieubłaganie. W głowie myśl-jeszcze tylko 2 strony i koniec. Zapisz plik w formacie pdf. Błąd! Co to za błąd? Program Trados odmówił posłuszeństwa. Życie! Po wykonaniu 3 telefonów, wystawieniu własnej cierpliwości na maksimum oddajemy projekt. Mamy to!

Tłumaczenie jest jak remont. Zgadasz się? Czy takie porównanie możesz odnieść do swojej pracy? Co w Twojej pracy jest najtrudniejsze?

3 komentarze
Share Post
3 komentarze
  • Krzysztof Lepionka
    Odpowiedz

    Świetna historia i bardzo trafne porównanie.
    Dzięki za wesoły wpis, rzeczywiście czasami można się wykończyć 🙂

    16 grudnia 2019 at 12:13
  • Krzysztof Lepionka
    Odpowiedz

    „Nie, to tylko rzeczywistość…!” 🙂
    Twoje poniedziałkowe wpisy przynoszą wiele inspiracji, Avenko.
    Czekamy na kolejne

    16 grudnia 2019 at 13:27

Post a Comment

Visit Us On FacebookVisit Us On InstagramVisit Us On Linkedin